
Film, który skradzie Ci serce. Złodziejaszki
Tam dom twój, gdzie serce twoje. Tym mottem japoński reżyser Hirokazu Koreeda mógłby podpisać swój ostatni film „Złodziejaszki”. Zdobywca Złotej Palmy w Cannes, przedstawia ciepłą i wymykającą się łatwym osądom historię o więziach, łączących silniej niż krew.
Osamu i Nobuyu to para z biednych przedmieść Tokyo. Z „babcią” Hatsue, młodą Aki i dorastającym Shotą tworzą rodzinę, lub bardziej grupę osób żyjących razem w ciasnym, dalekim od wygód mieszkaniu. Pomimo, że każdy z dorosłych ma jakieś źródła dochodu (od pracy na budowie, bo występy w różowym peep show), ledwie wiążą koniec z końcem. Domowy budżet starają się ratować przez drobne kradzieże w supermarketach.
W tym „fachu” prym wiodą Osamu i młody Shota, którzy bezbłędnie potrafią przedzierać się przez sklepowe półki i niezauważenie wynosić z nich przeróżne towary. Pewnego zimowego wieczoru, wracając z „wyprawy do sklepu” napotykają na marznącą, wystawioną na balkon dziewczynkę Yuri. Kilkulatka nie protestuje, kiedy zabierają ją. Okazuje się zaniedbana, poobijana i z licznymi bliznami na duszy i drobnym ciele. Odrobina dobrego serca i przychylności, wystarczają do tego, aby mała poczuła się „jak w domu” u swojej przyszywanej rodziny.

Ukradziona moralność
Czym wszakże jest rodzina? Czy można ją sobie wybrać, czy też jest ona twardo zdefiniowana poprzez więzy krwi? „Złodziejaszki” to nie pierwszy film, w którym Hirokazu Koreeda mierzy się z tematem przynależności człowieka. Reżyser bohaterami czyni społecznych wyrzutków, balansujących na granicy prawa i przyjętych obyczajów. Wszystko jednak w imię wyższych celów. Z otwartym sercem, dużą czułością i otwartością na innego.
Z biegiem filmu odkrywamy coraz to nowe tajemnice i nieoczywistości w relacjach domowników. Nic nie jest ani czarne, ani białe. Natomiast sympatia widza pozostaje po stronie bohaterów, zwłaszcza wtedy, gdy brutalny system odziera ich relacje z wszelkich wieloznaczności.
Ciasno, ale blisko siebie
Dla mnie „Złodziejaszki” to nade wszystko bardzo ciepły film. Jest w nim wiele uśmiechu, dobrego serca i czułości. Nawet jeśli każdy z domowników jest na swój sposób stargany przez los, stara się jak najwięcej wnieść do łączących ich relacji. Od ukradzionych w sklepie cukierków, po ugotowanie zupy i spalenie ubrań, które mogą przypominać o czasach, jakie chce się zapomnieć.
Jest w „Złodziejaszkach” również wiele swojskości. Bohaterowie gnieżdżą się w maleńkiej klitce. Śpią stłamszeni na ciasnej podłodze, lub wewnątrz szafy. Bezustannie siorbią, mlaszczą i wciągają niekończące się ryżowe kluski. Film daleki jest od zimnej i minimalistycznej wizji Japonii, ale może przez to wydaje się tak bliski…
„Złodziejaszki” nominowane były do Oscara za najlepszy film nieanglojęcyczny. W tej kategorii walczyły między innymi z libańskim „Kafarnaum”, filmem w którym również dzieci grają główne role. Recenzję „Kafarnaum” możesz przeczytać na blogu.
A jeśli podobają Ci się moje wpisy i chcesz wiedzieć o kolejnych, zachęcam do polubienia Poliglotte na facebooku: https://www.facebook.com/Poliglotteblog/

